Tak można podsumować ostatni, długi, urodzinowo-biegowy weekend.
Historia jest taka: w ubiegłym roku wygrałam konkurs na relację z wrześniowego Biegowego Potopu, a nagrodą główną był rejs na kolejny Biegowy Potop (i książki szwedzkich autorów).
A w maju tego roku, będąc na „Wydmie po piachu”, dostaliśmy ulotkę o biegu „Dwie wieże”, który miał odbyć się w ten sam weekend, co Biegowy Potop. Jak więc nie skorzystać, skoro już i tak mieliśmy być nad morzem? Oczywiście zapisaliśmy się więc na te „Dwie wieże”.
No i się zaczęło.
Do miejscowości Sasino, gdzie mieliśmy nocleg, dojechaliśmy w piątkowe popołudnie. Po drodze odebraliśmy pakiety (min. szybkoschnący ręcznik, bardzo ładna, techniczna koszulka, batonik)
w siedzibie organizatora, czyli Nadleśnictwa Choczewo.
![]() |
![]() |
Zameldowanie – ciekawy hotel w XIX-wiecznym pałacyku, w środku lasu. Oryginalne, stylowe wnętrza, trochę eklektyczne, ale tak bez zadęcia, widać, że hotel najlepsze lata ma za sobą (albo przed sobą). Przemiła obsługa, bardzo smaczna kuchnia – polecam, gdyby ktoś był zainteresowany 😊
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Poszliśmy przejść się kawałek po trasie sobotniego biegu, wyszedł nam porządny, 10km spacer. Piękne okolice, spokój, nie ma tłumu, pusta plaża, wydmy, mnóstwo uroczych ścieżek do biegania, rowerowania, kijkowania (są nawet tablice z instrukcjami NW!). Koniec świata, jak twierdzi znak 😉
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
W sobotę rano pieszo przyszliśmy na punkt zbiórki, z której autokarami zostaliśmy przewiezieni na miejsce startu. Wielki plus za organizację – każdy wiedział, którym autokarem ma jechać, nie było bałaganu (w porównaniu np. z niedawnym Wings for Life, gdzie autobusy zbierały nas z trasy – ludzie mdleli ściśnięci jak śledzie, albo marzli czekając na swój pojazd). Start i rozgrzewka odbywały się pod ośrodkiem Anny Dymnej „Mimo wszystko”.
Tu jedyny minus – trasa biegu nie ocierała się nawet o tytułowe „Dwie wieże” – o ile latarnię w Stilo odwiedziliśmy sami dzień wcześniej, to tej drugiej wieży nie widziałam, nawet nie wiem, gdzie była (domyślam się tylko, że gdzieś w okolicy startu).
Po rozgrzewce – start
przez pierwsze 4km po asfalcie (sporo kibiców!), a potem po lesie i po zalesionych wydmach. Trasa – 15km – trudna: sporo podbiegów i zbiegów, kawałek po plaży, najwięcej po lesie, po korzeniach, szyszkach i piachu. Ale oczywiście pięknie i bardzo przyjemnie. Doskonale oznaczona trasa – na skrzyżowaniach stali strażacy (❤), w lesie wyznaczały ją taśmy. Meta biegu była w miejscu porannej zbiórki, czyli w okolicy latarni Stilo.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Mój wynik – 96 w kat. Open, 28 w kategorii kobiet. Czas – 1:24:20.
Na mecie oczywiście medale, posiłek regeneracyjny w postaci wody/kawy/herbaty, pajdy chleba ze smalcem i kiszonym ogórkiem, gorącej zupy grochowej i kawałka pysznego, domowego ciasta od Koła Gospodyń Wiejskich.
![]() |
![]() |
![]() |
I wszystko świetnie zorganizowane, każdy miał w pakiecie karneciki na wszystko, porządek musi być 😉 Na koniec dekoracja zwycięzców, losowanie nagród w konkursie i można wracać do hotelu.
Podsumowując – bieg bardzo dobrze zorganizowany, w miłej atmosferze, były nawet animacje i stoiska edukacyjne dla dzieci oczekujących na rodziców. Wszystko super. Szkoda, że tak daleko ☹
W niedzielę rano wyjazd z Sasina do Gdyni (jeszcze po drodze znalazłam w pałacyku keszyk)
Zostawiliśmy samochód pod terminalem promowym i mając cały dzień do dyspozycji, pojechaliśmy pociągiem do Sopotu, zjedliśmy obiad, połaziliśmy trochę wśród dzikiego tłumu. Monciak wygląda prawie jak Krupówki.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Wróciliśmy do Gdyni, gdzie znów trochę pospacerowaliśmy, odwiedziliśmy Akwarium Gdyńskie, pod którym akurat odbywały się uroczystości związane z 30-leciem wizyty Jana Pawła II w Gdyni.
![]() |
![]() |
![]() |
Wieczorem weszliśmy na prom
kolacja i odprawa „techniczna” i dyskoteka. W poniedziałkowy ranek w Karlskronie znów do autokarów i przejazd na miejsce startu. Jechaliśmy ok godzinę, w międzyczasie przewodnicy zabawiali nas opowieściami i ciekawostkami o Szwecji i samej Karlskronie. Od rana trochę padało, nie inaczej było podczas startu – wszyscy chowali się do ostatniej chwili przed deszczem.
![]() |
![]() |
Do wyboru były trzy trasy – na 5, 10 i 15km. My biegliśmy ten najdłuższy dystans (w sumie biegło go 38 osób, w tym 8 kobiet). Jako że północ Szwecji jest górzysta, cała trasa była trudna, ciężka, wymagająca. Ciągłe i bardzo długie podbiegi, na zbiegach często mokra trawa, gdyż część trasy biegła po prostu pastwiskami, zamkniętymi furtkami ze zmyślnym zamknięciem 😉
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Trasa mnie osobiście bardzo dała w kość. Wyobrażam sobie, że podobnie mogą wyglądać nasze biegi typu „Rzeźniczek” czy inny „Beskidnik”. O czym kiedyś się przekonam 😉
![]() |
![]() |
Byłam 4 wśród kobiet – w pierwszej połowie stawki, ale nigdy tak blisko podium 😉
![]() |
![]() |
![]() |
Na mecie woda i medal. Potem powrót do autokarów i na prom, prysznic, obiad, a po południu wycieczka autokarowa do Karlskrony.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Znaliśmy ją już z poprzedniej wizyty, więc kiedy nadarzyła się okazja, urwaliśmy się na zakupy. Typowych pamiątek nie kupowaliśmy (bo też nie widzieliśmy nic szczególnie charakterystycznego), kupiliśmy za to upominki spożywcze – czyli kultowe szwedzkie kawy (Gevalia) i czekolady (Marabou), których jest mnóstwo smaków i wielkości. Bardzo polecam. I typowe skandynawskie „słodkości” – żelki lukrecjowe – tylko dla koneserów – mnie akurat smakują, ale większość osób nimi pluje dalej niż widzi 😉
Powrót na prom, kolacja, wykład/prelekcja uczestnika biegu znanego jako „Trener biegania”, i podsumowanie biegów, wręczenie dyplomów i nagród dla zwycięzców w poszczególnych biegach. Tu warto dodać, że najstarszym uczestnikiem był pond 80-letni pan, a w biegu na 5km trzecie miejsce w kategorii kobiet (ok. 60 biegaczek) zajęła jedenastoletnia dziewczynka.
Rano we wtorek przybicie do portu w Gdyni, do samochodu i w drogę do domu.
I tak oto wyglądał weekend. Aktywnie, pięknie, męcząco, ciekawie. Nie pierwszy taki i raczej nie ostatni 😊