Wreszcie udało się znaleźć czas i chętnych na wyjazd, oczywiście jak to zwykle bywa, chętnych było więcej przed wyjazdem, ale jak już doszło co do czego to 2 osoby zrezygnowały 🙁 Pojechaliśmy więc tym razem w 3 osoby: nowa koleżanka – Ela, Marek M. (stary bywalec), i moja osoba.
Z planowanych (tutaj trochę więcej o planach) tras, już na starcie wprowadziliśmy drobną modyfikację startu, a racji miejsca gdzie się udało w środku wakacji znaleźć sensowny (tzn za sensowne pieniądze) nocleg.
Po modyfikacjach startu, a także po modyfikacjach trasy z racji słabości ludzkich i wygranej pogody trasa wyglądała następująco:
W przekroju pokonanych wysokości wyglądało to następująco:
Po długiej nocnej podróży do miejsca noclegu (dojazd o godzinie 00:30), część trasy w deszczu, byłem zmęczony, poszliśmy spać, by o 5:30 wstać, i już w tedy czułem, że to nie będzie mój dzień, całe ciało krzyczało – nie wstawaj z łóżka, nie masz na nic siły, jesteś umęczony. Przemogłem się i o 6:04 zameldowaliśmy się na początku szlaku (start z Brzezin):
Zaczęło się lekkie podejście, praktycznie równomierne podejście lekko w górę, które można traktować jako lekką rozgrzewkę, z zerowym stopniem trudności, w dość urokliwej okolicy:
Po pewnym czasie (7:33) dotarliśmy do Hali Gąsienicowej, schronisko Murowaniec – wg drogowskazu – czas dojścia 2h, nasz czas dojścia: 1h 29 min – nic nie zapowiadało późniejszych moich problemów i zapaści 🙁
Po skonsumowaniu śniadania w schronisku, o godz. 8:08 ruszamy w dalszą trasę z naszego planu, pogoda była fatalna – gorąco, duszno, parno, wilgotno, zero chmur na niebie.
Żółty szlak zaczyna się trochę poniżej schroniska, o ile w schronisku ludzi było dość sporo, to na ten szlak poszło tylko 5 osób przed nami – więc zapowiadało się dość luźne podejście. Szlak bardzo ładny:
Co jakiś czas drobne trudności, wymagające większej uwagi i skupienia gdzie się stawia stopy:
Ale powoli zmierzaliśmy w górę, dość mozolnie w górę, gdzie mnie zaczynała panująca pogoda dobijać, czułem się jakby mi ktoś zabrał połowę moich płuc, nawet leki na rozszerzenie oskrzeli odnosiłem wrażenie że nie działają tak jak zawsze:
Około 9:10 doszliśmy do doliny Czerwonego Stawu:
Po krótkiej przerwie na zdjęcia rzut oka na ciąg dalszy trasy:
Tutaj dopadła mnie zapaść, lało się zemnie tak, że nawet brodę miałem mokrą, zero, kompletnie zero sił, nie miałem siły podnieść ręki do czoła. Kolejna dawka cukrów, wody, leków na astmę, głębsze wdechy, motywacja i spojrzenie na przepiękną okolicę w której utknąłem (godz: 10:03):
Podjąłem próbę podejścia, najwyżej się wycofam i zejdę sam, a reszta ekipy pójdzie sama, by nie marnować im wyjazdu:
Pod górę, a za plecami widok który dodawał otuchy – tak, tak, ta ścieżka na samym dole to tędy się idzie:
Po pewnych atrakcjach i przejściach na podejściu – pozdrawiam pewną dziewczynę – za jej wytrwałość i nie poddawanie się słabościom, dotarliśmy na przełęcz Krzyżne:
Dojście o 11:07 – dla przypomnienia, wyjście: 8:08, na drogowskazie: Krzyżne 2h 55 min – więc dojście powinno być na 11:03 (mniej więcej), tak więc jestem w ciężkim szoku pisząc tą relację, bo naprawdę wydawało mi się, że tempo mieliśmy przynajmniej o 1h wolniejsze!
Z przełęczy widoki warte potu – Dolina 5 Stawów:
i, niestety, to także Dolina 5 Stawów:
Pogoda zaczynała pokazywać co nas czeka, i gdzie nasze miejsce.
Dość napajania się widokami i odpoczynku, rozpoczynamy zejście (godz: 11:28):
wg drogowskazu, czas zejścia do Doliny 5 stawów to ok 1h30 min. Zejście pięknie położone, ale pierońsko ciężkie i męczące dla kolan, bioder i kręgosłupa:
Praktycznie cały czas na zejściu towarzyszy nam widok na Dolinę 5 stawów:
O 13:21 doszliśmy do drogowskazu przed Doliną 5 stawów, zejście jest “wredne” co doskonale widać po czasie 🙁 ale już zmęczenie dawało o sobie znać.
Następnie rozstaje dróg – czas na podjęcie decyzji co robimy dalej:
Zapada decyzja o zejściu przez Siklawę, by złapać trochę chłodu od wodospadu, jednakże po jakiś 5 min pogoda pokazała nam, jak potrafi się zmienić z upału i pełnego Słońca, w ochłodzenie, i walenie żabami 🙁 Schodzenie po mokrych kamieniach wśród ludzi próbujących podchodzić w klapkach, sandałach, “adidasach” nie było zadaniem trywialnym, jednocześnie chcieliśmy jak najszybciej uciec jak najniżej i najdalej od wodospadu, jakby tak piorun zechciał trafić w wodospad … ech na samą myśl włos się jeży 🙁
Szybkie zdjęcie Siklawy (niestety z palcem w obiektywie, bo warunki nie pozwalały na ustawkę):
O 13:33 rozpoczęliśmy zejście z Doliny 5 stawów do Roztoki (drogowskaz pokazał czas zejścia 1h 45 min. Po 2h bez 10 min zejścia po nieźle śliskich kamieniach i pomiędzy płynącymi strumykami z deszczu doszliśmy do drogowskazu:
Drogowskaz wskazał 40 min do Palenicy Białczańskiej, nie było już sił na nic innego, pozostało dojście do busa i powrót do Brzezin. O 16:03 już siedzieliśmy w busie czekając na odjazd – oczywiście taki bus to złodziejstwo w biały dzień, podróż z Palenicy do Brzezin to koszt 10 zł od osoby 🙁 ale jak nie ma innego wyjścia to i sobie ceny windują 🙁
Ok 17:00 byliśmy w miejscu noclegu, tak więc całość wyprawy zajęła nam ok 10h, nie licząc dojazdów.
Było rewelacyjnie! niech żałują ci, których nie było z nami 😉
Niestety wyjazd w góry w wakacje to koszmar 🙁 ludzi multum, turystów z przypadku, powrót przez Zakopiankę (ok 50 km) jechaliśmy ponad 2h, ceny wszędzie wywindowane bezpodstawnie, ciekawe czy na zimę wrócą do poprzedniego poziomu, czy już tak zostaną no bo jak turyści płacili tyle to po co rezygnować z łatwego zarobku, zapłacą i dalej 🙁
Nocleg na łóżkach pamiętających lata 80-te poprzedniego wieku 🙁 wystrój pomieszczenia także 🙁 a cena 30 zł/osoba wygórowana absurdalnie, a i tak to były jedne z wolnych miejsc w takiej cenie 🙁 Obiekt bardziej przypominał miejsce na kolonię niż dla turysty 🙁 Przynajmniej ciepła woda była, i łazienka wydzielona na te 5 łóżek.
Przez takie zachowanie tubylców sami niszczą nasze piękne góry 🙁 (to tylko moje odczucia i przemyślenia).
Więcej zdjęć jak zwykle w albumie.