Najpierw wyjaśnienie tytułu: R. zapytał kiedyś „to kiedy jedziemy na „Leśnika”?”, na co ja „yyy, jakiego naleśnika?” – no i tak zostało. Bieg naleśnika, a tak naprawdę „IV Bieg Leśnika” w Skierniewicach, organizowany przez Nadleśnictwo Skierniewice.
Dowiedziałam się o nim przypadkiem, śledząc blog znajomego biegacza; jakoś nie był szczególnie reklamowany. I jak to z biegami organizowanymi przez Lasy Państwowe, był za darmo (jest to forma promocji i zachęty do aktywnego spędzania czasu w lesie), co więcej – dostawaliśmy milutką koszulkę techniczną, ręcznie robiony, ceramiczny medal, oraz – uwaga – nożyk grzybiarza.
Można było też wziąć sobie książeczki dla dzieci o tematyce leśnej, naprawdę ciekawe ulotki i magazyny (dzieci się cieszą, zabłysną w szkole na przyrodzie ;-))
![]() |
![]() |
A po biegu dodatkowo butla izotonika, gorąca zupa, losowanie nagród. Czyli super niekomercyjna impreza, ale bynajmniej nie po najmniejszej linii oporu. W dodatku w miłej atmosferze, kameralnie, bo limit osób na dwa dystanse (3,5 i 10km) wynosił w sumie 200 osób; w całości po lesie.
Ja miałam pobiec krótszą trasę z dziećmi (niestety córkę z kontuzją ostatecznie wypisaliśmy), R. na 10km. Pogoda była piękna, słonecznie ale nie gorąco, idealnie do biegania. Trasa oczywiście bardzo ładna, jesienny las jest piękny, choć było bardzo sucho. Każdy kolejny kilometr był oznaczony tabliczką ze zwierzaczkiem i jakimś zabawnym tekstem – widać, że ktoś się postarał! Biegło się przyjemnie, my z synem przybiegliśmy prawie jednocześnie, zdążyliśmy ogarnąć się z medalami, zupą, piciem, jedzeniem, kiedy zaczęli dobiegać zawodnicy na 10km. I tak spotkanie na mecie, krótka regeneracja, obejrzeliśmy mały pokaz ratownictwa medycznego w wykonaniu strażaków i można było wracać. Wszyscy zadowoleni, spotkaliśmy kilka znajomych osób, fajne przedpołudnie.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Jeszcze tylko anegdotka: podczas pokazu ratownictwa na ofiarę-ochotnika zgłosiła się dziewczyna, którą panowie położyli na desce transportowej/noszach, przykryli folią ratowniczą, przypięli pasami, założyli maskę z tlenem i pan, trzymając ~5-litrową butlę tegoż tlenu mówi „…i jeszcze do środka trzeba włożyć tę butlę”. Na co dziewczyna przestraszona, unosząc głowę z noszy „Do jakiego środka??” 😉