Początek marca, prawie 5-ty miesiąc po mojej kontuzji kręgosłupa i rehabilitacji – bez gór, jakiejkolwiek aktywności ruchowej. Kondycja leży i kwiczy obok mnie, dlatego tak na pełny sponton decyzja – jadę w płaskie góry (jak to niektórzy mówią o czymś innym niż wysokie Tatry). Zobaczy się ile wytrzymam i co i jak będzie się działo.
Ostatni raz w tamtych rejonach to ja byłem grubo ponad 20 lat temu. Pamiętałem jedno – lekceważące podejście zemści się bardzo szybko, a nazywanie ich “płaskimi” to błąd wynikający z braku doświadczenia 😉
Najłatwiej dla mnie to dojechać do Rabki Zdrój, zostawić samochód, podejść w piątek do Bacówki Maciejowa, przenocować, i rano wyruszyć w stronę Turbacza, powrót, nocleg, z rana zejście do samochodu i powrót do domu. Szybko pomyślane, szybko wyklikane, nocleg zarezerwowany prawie cudem i pojechałem z kolegą Markiem (on lubi takie spontaniczne decyzje ;)).
Wyjazd ode mnie w piątek ok 11:30 – droga jak zwykle mordownia 🙁 ilość tirów, natężenie ruchu masakryczne 🙁 Po godzinie jazdy odechciewa się wszystkiego. Powoli docieramy do Rabki-Zdrój (16:00), parkujemy, zakładamy buty górskie i wchodzimy przy parku zdrojowym na czerwony szlak. Oznaczenie nowe, więc czytelne … szkoda że później nie jest już tak kolorowo.
Idąc przez miasto oczywiście szlak prowadzi po asfalcie, później wchodzimy w ładne beskidzkie klimaty:
![]() |
![]() |
![]() |
Szlak praktycznie od samego parkingu ma jeden kształt – ciągle w górę 🙂 miejscami tak stromo że ciężko się zatrzymać, bez obawy wywrotki 😉
Po chwili dość przyjemnego spacerku, przy praktycznie bezwietrznej pogodzie zaczynają się problemy – pojawia się śnieg, ale i lód, lód w formie lodowych rynien w korycie:
![]() |
![]() |
Czy zakładać raki? trochę się nie chce, bo może obejdziemy bokiem, lasem, polem, i tak krok za krokiem, na dużym spięciu idziemy przed siebie.
Oznaczenie szlaku takie że więcej na czuja i na kierunek 🙁 Ale tak zapamiętałem Gorce – szlaki sobie a i czas napisany do danych punktów to też trochę inna bajka.
Po chwili walki z lodem pojawia się drogowskaz – schronisko 15 min – jest godzina 17:07, więc jakoś ok 18:30 będziemy na miejscu – fajnie.
Na całe szczęście droga robi się bardzo przyjemna do spacerku a widok na Tatry drażni ;):
![]() |
![]() |
Po ścieżce a to w lodzie, a to w mokrym, ciężkim śniegu, a to w błocie, a to znowu po suchym docieramy do Bacówki Maciejowa – nic się nie zmieniła – tutaj moja pamięć odżyła od razu – ja tu byłem, już to znam 🙂 od razu cieplej na sercu 🙂
![]() |
![]() |
Jest 17:20 – z lekkim zdziwieniem stwierdzam, iż uwzględniając warunki to bardzo dobry czas podejścia.
Szybki meldunek, rozpakowanie, zmiana rzeczy i czas na kolację 🙂 Ojj zasłużoną porcję dostałem – na specjalne moje życzenie, schabowy bez panierki 🙂
Przy palącym się kominku ustalamy z Markiem plan na jutro. Uwielbiam tego typu rozmowy z nim, bo zawsze wybiera wariant mocniejszy, trudniejszy, dłuższy 😉 często nie będąc świadom w co się pakuje 🙂 Po dłuższej rozmowie przy zimnym piwku i gorącym kominku, stwierdzamy iż 7:00 wychodzimy a co i jak się zobaczy na bieżąco. Cel to Turbacz.
Sobota – 6:30 pobudka, i wychodzimy. Szybki rzut okiem na drogowskazy – jest 6:50
Interesuje nas czerwony szlak na Turbacz (ok 4h) przez Stare Wierchy (ok 1,5h). Wyruszamy żwawym krokiem, by dosłownie po 100-200m się zatrzymać. Przed nami świetna lodowa rynna, nie zapowiada się za dobrze
Szybka decyzja, zakładamy nasze “zwierzątka”, bo ja nie chcę ryzykować swoim kręgosłupem upadku, kolejnej kontuzji a wyjazd ten ma być przyjemny, fajny, a nie skończyć się w szpitalu.
Idzie się świetnie, każdy krok pewnie stawiany, tylko pod górę. Po chwili dochodzimy do rozwidlenia dróg – w prawo czerwony szlak – nasz cel, ale w lewo zielony … 😉 Wymiana spojrzeń i krótkich słów z Markiem i … nagle idziemy zielonym 🙂
I teraz tak, modyfikacja planu po 20 minutach nie wróży niczego dobrego 🙂 Nowa trasa przedstawia się tak:
![]() |
![]() |
![]() |
Jedną decyzją z trasy 20km, zrobiła się trasa 26km o innej różnicy podejść 🙂 Ale ma być lekki dzień i spacerek po “płaskich” górkach więc sobie spacerujemy – w pewnym momencie, po ok 15 min od zmiany szlaku z czerwonego na zielony, Marek pyta: “dlaczego ciągle idziemy w DÓŁ?, mieliśmy iść w górę, a jeżeli od 15 min idziemy w dół to za chwilę na pewno trzeba będzie podchodzić …“
Ale trasa super przyjemna, 2,5km w dół i 130m zejścia – fakt, w rakach szło się przyjemnie. Doszliśmy do asfaltu, łączymy się ze szlakiem żółtym, którym to podchodzimy do schroniska Stare Wierchy. Bardzo przyjemnie się idzie, warunki terenowe zmienne, więc błoto, sucho, raki, śnieg, woda, ale jest wszystko w porządku.
![]() |
![]() |
Tylko zegar się nie zgadza 🙂 Wyszliśmy o 7:00, wg drogowskazu Stare Wierchy 1,5h .. a na zegarku już 9:00 a my w głębokim czarnym lesie 🙂 dobrze że wilków nie słychać ani widać.
Krok za krokiem, jak to słusznie przewidział Marek trochę wcześniej, ciągle w górę 😉 dochodzimy do schroniska:
9:20 – więc co tam, lekko mamy poślizg czasowy wg planu – miało być coś około 8:20, jest 9:20 – godzinka – na luzaka jest OK. Wchodzimy do schroniska na śniadanie – szybkie, ale tak się fajnie siedzi, je, odpoczywa, nic nas nie goni, ludzi prawie nie ma, cisza, spokój.
O 9:55 podejmujemy decyzję że czas się ruszyć, bo cel przed nami.
Kontynuujemy czerwonym szlakiem – więc wg drogowskazu 2h, czyli 12:00 na szczycie. Lekko ruszyliśmy, a już się zaczęły problemy z lodem na podejściu 🙁 Czy zakładamy raki? może obejdziemy bokiem, lasem, kołem. Tak też czynimy. Po chwili już jest trasa bardzo przyjemna, śnieg dość twardy, ale miejscami po kolano się można zapaść.
Oznaczenie szlaku już znacznie lepsze, gęściej, więc trudniej się zgubić, z resztą jest przetarty ładny szlak więc bez problemów się idzie w górę. Dochodzimy do drogowskazu:
I zapał od razu siada (godz. 10:35) – jak to jeszcze 1h40min? idziemy już 40 min, na dole było napisane że 2h, a tu czas się wydłuża … to są właśnie całe Gorce. Ja nie wiem kto znakuje te trasy, i jaki ma w tym cel, ale praktycznie na każdej trasie czasy są lekko mylące, wyssane nie wiem z czego.
Ktoś, kto chodzi po Tatrach i przełoży tamte oznaczenie szlaku i swoje czasy przejść, tutaj bardzo się oszuka na niekorzyść, a w konsekwencji może bardzo szybko przeszarżować, źle oceniając szlak i swoje siły i możliwości.
Faktem natomiast jest to, iż idzie się wyśmienicie, pogoda jak zwykle wyśmienita, ciepło, prawie bezwietrznie.
![]() |
![]() |
![]() |
Jest po prostu cudownie 🙂 tego mi brakowało od ostatnich gór
godz. 11:11, a wg drogowskazu Turbacz 30 min – hmmm albo idziemy jakoś za szybko, albo znowu jakaś ściema, wcześniej mieliśmy 10 min w plecy, a teraz ok 20 min za wcześnie? Nie teleportowaliśmy się 🙁 Mamy luz, mamy czas, więc drepczemy dalej przed siebie.
godz. 11:30 – szczyt za 20 min – policzyłeś czytelniku? minęło 20 min …. wg poprzedniego drogowskazu zostało 10 min .. a tu nagle mamy w plecy znowu 10 min … qrde nie przypominam sobie bym leżakował na polanie w słoneczku tyle czasu 🙂
Drepczemy dalej, by wreszcie o 11:40 stanąć w punkcie naszego celu – szczyt Turbacz 1310 mnpm.
Cholerka – wbiegliśmy na ten szczyt wg drogowskazu – kompletnie nie rozumiem sensu takiej dezinformacji 🙁
Podejście pod sam szczyt do najładniejszych nie należy, a poprowadzone jest w dziwny sposób, w prawo, w lewo, w prawo pośrodku wiatrołomów 🙁 ale i ładnego widoku Tatr
![]() |
![]() |
![]() |
Kolejny drogowskaz:
I już się zastanawiasz, czy faktycznie dojście zajmie 5 min czy 20 min, bo po wcześniejszych doświadczeniach z oznaczeniem niczego nie można być pewnym (godz. 11:42).
Tym razem komuś się udało i faktycznie czas dojścia to wskazywane 10 min – więc jak widać, jak się chce to można poprawnie oznaczyć.
Tutaj niestety ludzi cała masa bo i schodzi się tu parę szlaków. Ustalamy chwilę na przerwę, kawka, batonik i wracamy. Tyle planu, a że dzisiaj dzień zmiany planów, to ta krótka chwila robi się 1 godziną, ale to ma być wypoczynek więc jest super.
Ruszamy w drogę powrotną (godz. 12:40). Idzie się, miejscami wręcz zbiega się, bardzo fajnie, aż … wychodzi na jaw fatalne oznaczenie szlaków – po pewnym momencie orientujemy się że tu nie byliśmy jak podchodziliśmy, więc za daleko … odwrót i poszukiwanie czerwonego szlaku. Nie tylko my mamy problem z orientacją, parę innych osób także się plącze 🙂 Trafiamy na właściwą ścieżkę i dawaj w dół.
O godzinie 14:30 jesteśmy w schronisku Stare Wierchy. I znowu nasuwa mi się porównanie czasów z Tatr – tutaj się okazuje że wejście jak i zejście to ten sam czas – to dość ważne przy określaniu przejść i swoich możliwości.
Około 16:00 docieramy do bacówki Maciejowa. To był świetny dzień, piękna, acz wymagająca, trasa – cudownie spędzony czas.
Finalnie wyszło nam to tak:
![]() |
![]() |
Lekko ponad 26km, czas ruchu 7h30min, 860m w górę jak i tyle samo w dół – więc niespełna kilometr, jak na “płaskie” górki wygląda dość interesująco.
Czas na obiado-kolację, ale w Maciejowej nie da się wejść do stołówki 🙁 dziki tłum niedzielnych turystów z pobliskiej Rabki 🙁 Musimy czekać aż się trochę przeludni, przy okazji pytam gospodarza, czy coś jeszcze zostało do jedzenia, i dostaję odpowiedź, tak, wrzątek i kartofle 🙂 Zapowiada się ciekawie 🙂
Najadamy się jednak na full tym co pozostało, jest OK, czas na relaks po świetnym dniu, nocleg i jutro zejście do samochodu.
Niedziela.
8:00 śniadanie w Maciejowej, 8:45 wychodzimy w drogę powrotną. Pogoda śliczna, walka z rynnami dalej aktualna na zejściu, ale obejściami udaje się bez zakładania raków.
Miejscami czuć i widać już ładnie wiosnę:
Schodzenie ma też inny urok – cały czas jak się podniesie wzrok widać Babią w oddali – z tego miejsca wygląda jak wulkan Fudżi (dla nie obeznanych 😉 Babia z lewej, Fudżi z prawej :))
![]() |
![]() |
Gorce zaskakują, w szczerym polu nagle stoi marmurowy (chyba, nie znam się na kamieniach) pomnik … z tego co zrozumiałem z opisu ukochanego konia, który tutaj padł – ktoś miał fantazję, bardzo kochał swojego konia, no i pewnie kto bogatemu zabroni 🙂
Wczoraj prawie nie wiało, na samym szczycie lekko, ale za to dzisiaj niebo błękitne i wietrznie – fragment panoramy nakręcony na zejściu z Maciejowej do Rabki (jak widać po turyście podchodzącym, było ciepło ;)):
Reasumując, super wyjazd, super weekend, Gorce urzekają jak zwykle, chce się tutaj wrócić latem, by zanurzyć się w zielony las.
Dziękuję Markowi za jak zwykle super towarzystwo, i mam nadzieję, że także Tobie Marku się podobało, mimo tego iż opłaciłeś to stratą dwóch pięt, w dziwnych okolicznościach przyrody 🙂
A jeszcze jedno – pozdrowienia dla mijanych turystów 🙂
Tak szliśmy i rozmawialiśmy jak sobie poradzić z pasmem biodrowo-piszczelowym, i moja najlepsza propozycja to rolowanie, na co Marek mówi, że nie ma rolera 🙂 Więc sugeruję, Ela (dziewczyna Marka) ma wałek … i go może wałkować.
Marek od razu zaczął śpiewać (przypadkowe wykonanie z YouTube, ale o słowa chodzi):