Do tej pory byliśmy w Szwecji biegowo – świetne trasy, ale biegowo nie za wiele da się zobaczyć – za krótki dystans. W dodatku nasłuchaliśmy się o traktowaniu rowerzystów w Szwecji. Tym razem postanowiliśmy zwiedzić trochę więcej Szwecji za pomocą własnych dwóch kółek.
Wypływamy jak zwykle z Gdyni – promem StenaLine. Rowery zaparkowane na promie na pokładzie wśród TIR-ów – jest tych rowerów trochę, bo AZS, organizator Rowerowego Potopu Szwecji, organizujący także Biegowy Potop Szwecji, działa dość prężnie.
Wraz z zachodem Słońca, ponownie opuszczamy Polskę, płynąc w kierunku zimnej północy:
![]() |
![]() |
Prognozy pogody są dobre, nie za zimno, nie za ciepło, i bez deszczu. Organizator proponuje parę tras do wyboru, od 30 km do 120 km, ale nic nie jest na siłę. Sztywna jest tylko godzina, o której mamy być z powrotem na promie odpływającym do Polski – reszta jak ktoś chce to wolna ręka.
Pierwotnie mamy w planie ok 60 km, ale już na promie zapada decyzja, iż wybierzemy się na ok 75km a później się zobaczy.
Poranek wita nas piękną pogodą, w dodatku po obfitym śniadaniu na promie nastrój na popedałowanie w nieznane wyśmienity.
![]() |
![]() |
Przed wyruszeniem w trasę jeszcze otrzymujemy bardzo dziwny komunikat: W Szwecji są dwa rodzaje pasów dla przejścia – białe, i biało-niebieskie. Na białych rowerzysta ma zawsze pierwszeństwo, na biało-niebieskich pierwszeństwo ma samochód, chyba że przepuści rowerzystę.
Kto jeździ po Polsce na rowerze, ten wie, że rower + droga + samochody to często walka o własne życie i bezpieczeństwo. I tak też wyruszyliśmy na trasę.
Dość szybko oderwaliśmy się od “grupy”, gdyż wolimy żoną jeździć sami, nie lubimy tłumu.
Oczywiście człowiek z Polski, więc ostrożność na drodze wyczulona na max-a. I zaczęło się z każdym kilometrem coraz większe zdziwienie. Ale jak to? tak można? tak się da? to w ogóle jest możliwe?
Po pierwsze ŚCIEŻKI rowerowe – specjalnie wielkimi literami, bo to co w Polsce tak jest nazywane, nie ma z tym nic wspólnego. Wg Szwedów ścieżka rowerowa przeważnie wygląda tak:
![]() |
![]() |
Zgadnie ktoś które to ścieżka? 😉
Często jest też tak:
PS. to po prawej wyglądające jak droga oddzielona pasem zieleni to jest ŚCIEŻKA rowerowa.
I oczywiście często wygląda też tak:
Obok tej ścieżki – gdzieś tam po lewej stronie biegnie 4 pasmowa jezdnia szybkiego ruchu – a ta ścieżka prowadzi do Karlskrony – jakieś jeszcze 7km do miasta.
Czasami na ścieżce rowerowej przy jakichś “trudnych” miejscach stoją słupki, i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż te słupki są MIĘKKIE! aby w razie kontaktu rowerzysty z nim minimalizować szkody:
To oczywiście pierwszy szok – jak naprawdę może to być zorganizowane.
Szok numer dwa – wspomniane wcześniej przejścia dla pieszych i to sławne pierwszeństwo przed samochodami.
Tak naprawdę to do tej pory nie mogę się z tego otrząsnąć. Przez pół dnia jazdy nie mogłem się do tego przyzwyczaić, przez drugie pół dnia, leciutko się z tym oswoiłem, ale wjeżdżanie z prędkością ok 20km/h na takie przejście przed samochodami sprawiało niezły skok adrenaliny.
Jak to wyglądało tak naprawdę? Dojeżdżamy do przejścia dla pieszych (białe), mamy jakieś 100m do przejścia, widzę, że z lewej strony jedzie samochód, ja z Polski więc hamuję przed przejściem … a co robi Szwed? też hamuje w dodatku nie zatrzymując się zderzakiem na liniach od przejścia tylko jakieś 30 m wcześniej! I oboje stoimy – co robi Szwed? przyjaźnie daje znać ręką żeby przejechać bo on zaczeka. Pierwsze przejście stoję, drugie, oczywiście ja stoję, Szwedzi też stoją, trzecie przejście zwalniam prawie do zera ale wtaczam się na to przejście, Szwed zatrzymuje samochód ze 20-30 m przed przejściem – SZOK!! Ciężko to w ogóle zrozumieć i ogarnąć, że tak można.
Ale dojeżdżamy do przejścia biało-niebieskiego. Z informacji wynikało, iż to samochody mają pierwszeństwo, więc się zatrzymuję, zresztą szybko na takie przejście trafiliśmy, to zatrzymywałem się przed każdym – wiecie, nawyki z Polski. Jedzie parę samochodów, więc zatrzymałem się, stoję nogami na ziemi i spokojnie czekam, a co robi pierwszy Szwed? qrde mimo tego że ma zgodnie z przepisami pierwszeństwo też się zatrzymuje i czeka aż ja się przeprawię na drugą stronę drogi. Tylko że ja nie jestem na to przygotowany bo czekałem aż wszyscy przejadą 🙁
Mało tego inna sytuacja: w szczerym polu, poza terenem zabudowanym – pusto – jesteśmy jedynymi ludźmi na tej drodze, ścieżka rowerowa przecina drogę, przechodzi z prawej strony drogi na lewą. Przejechałem pierwszy, widzę że z góry zjeżdża samochód (ok 90km/h), ale do przejścia ma jakieś 300m, i w dodatku jedzie sam, nikt za nim nie jedzie. Szwed zobaczył moją żonę tak ok 100m przed przejściem – jakby nic nie robił to by spokojnie przejechał a żona by jeszcze nie dojechała do tego przejścia. Co robi Szwed? ZWALNIA i zatrzymuje się jakieś 30m przed przejściem, czeka aż rowerzystka dojedzie do przejścia, przejedzie je, i dopiero rusza dalej!
OK ale żeby nie było tak pięknie – i w Szwecji kiedyś się ścieżki rowerowe kończą i trzeba jechać drogą, wraz z samochodami – oj to będzie traumatyczne bo poza terenem zabudowanym więc 90km/h – nie lubię takimi drogami jeździć. Więc pedałujemy jak najbliżej prawej krawędzi jezdni.
Słyszę za sobą samochody, ściskam mocniej kierownicę by podmuch powietrza mnie nie wywrócił – normalne w Polsce przecież 😉 – wyprzedza mnie samochód osobowy – tak ze 2m ode mnie (!!) dokładnie to prawie cały był na przeciwnym pasie. Jedziemy dalej, w którymś momencie ruch w obu kierunkach zrobił się gęsty – pełno samochodów, wyprzedziła mnie osobówka, druga cały czas wszyscy tak minimum 1,5 m ode mnie … ale z drugiej strony jadą samochody, więc ja jak najbliżej krawędzi asfaltu ale nikt mnie nie wyprzedza. Skończyły się samochody z naprzeciwka, słyszę silnik, wyprzedza mnie – także ze 2 m ode mnie. Zero trąbienia, zero przejeżdżania o włos, zero podmuchu, wszystko wykonane tak, by było jak najbardziej bezpiecznie.
Jakkolwiek by to brzmiało i było ciężkie do uwierzenia, po spędzeniu na rowerze prawie 8h na szwedzkich drogach te sytuacje to była norma, codzienność a nie incydentalne przypadki.
Pedałujemy sobie podziwiając okolicę, takie typowe “Kowalskiego” domostwa i lokalna architektura:
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Co się rzuca w oczy? Gdzie są wysokie, betonowe ogrodzenia?
Po drodze pomiędzy wyspami trafiliśmy na most … a bardziej na podjazd – oj to przestało przypominać płaską Szwecję:
![]() |
![]() |
![]() |
Inne przeprawy też całkiem fajne były:
![]() |
![]() |
W samej Karlskronie zacumowany był okręt, który wcześniej z promu widzieliśmy na Bałtyku:
Szwecja to dziwny kraj, czasami można odnieść wrażenie że nastąpiła teleportacja. Wracając z Karlskrony na prom stoi drogowskaz:
Po południu zaczął wzmagać się wiatr, czasami zmagaliśmy się z nim jadąc pod wiatr, czasami wiał z boku i chciał zepchnąć z rowerów, ale i tak cały dzień z punktu widzenia pogody był idealny :), ba w każdym aspekcie ten dzień był rewelacyjny!
Ukoronowaniem tego fajnego dnia były wielkie lody na rynku w Karlskronie! Później na promie w pełni zasłużona kolacja, zaczynająca się pysznym, polskim żurkiem (wyśmienitym!), a dalej obfitująca w ryby i inne owoce morza. Na zakończenie kolacji tym razem były świetne małe ptysie z bitą śmietaną. Po takiej wycieczce i piwo zupełnie inaczej smakowało 🙂
Sumarycznie, z zakładanych na początku 60 km, później 75 km, finalnie wyszło lekko ponad 86 km. Prawdę mówiąc zleciało to tak szybko, i w tak przyjemnej atmosferze, nie do osiągnięcia w polskich warunkach, że spokojnie można było dociągnąć tego dnia do 100 km, trochę jeszcze inaczej planując trasę.
Okazało się także, iż ta Szwecja nie jest taka wcale płaska, gdyż sumarycznie wyszło ponad 0,5 km podjazdów 🙂
Wspomniane wyżej braki w ogrodzeniach szwedzkich domów. 86 km przejechane i po drodze ANI JEDEN kundel nie wyleciał drąc mordę i próbując ugryźć. U mnie na wsi, wystarczy oddalić się 150 m od mojego domu i przez ogrodzenie już kundel się drze, a na pętli 8 km kundli wylatujących do ciebie z ogrodzonych posesji będzie przynajmniej 5 szt. Kompletnie nie rozumiem właścicieli tych psów, dlaczego tego nie pilnują, ale to pewnie dlatego że prawo nic z tym nie robi, i oczywiście nie ma tego do kogo zgłosić np w niedzielę o 6:30, kiedy to biegam lub jeżdżę na rowerze po okolicy.
Nawet w czymś takim widać przepaść kulturalną pomiędzy Polską a Szwecją. Niestety mam wrażenie, że to się nigdy u nas nie zmieni 🙁 Dlatego coraz bardziej, od paru lat, ciągnie mnie w kierunku północy, gdzie po prostu komfort życia jest inny, spokojniejszy, bazując tylko na tym, czego doświadczyłem biegając i jeżdżąc rowerem po Polsce i po Szwecji.
Cały wyjazd ma jedną znaczącą wadę – pierwsza noc na promie. Niestety kultura większości osób przebywających na promie wręcz nie istnieje 🙁 Można odnieść wrażenie, że alkoholizm to nie choroba a norma narodu polskiego. A dodając do tego darcie ryja pół nocy pod tabliczką z informacją o zachowaniu ciszy, świadczy dobitnie o tym, że nikt poza moją własną du** się nie liczy 🙁
Druga noc, już jest spokojniejsza, albo my ze zmęczenia lepiej śpimy, albo otoczenie padło po męczącym dniu 🙁 Dziwię się, dlaczego Stena Line nie pilnuje porządku i ciszy nocnej – to mocno uderza w nich tak naprawdę 🙁 Nie wspominając o kontroli bagażu i wnoszeniu na pokład własnego alkoholu – to powinno być zabronione i wtedy byłoby ciszej i spokojniej. Chociaż sam widziałem, przed bramą odprawy promowej, jak się uzupełnia butelki z resztką koli wódką 🙁
Bardzo gorąco polecam taki wypad na rowery do Szwecji, potrafi ostro namieszać w głowie, a później ciężko się przestawić do jazdy na rowerze po Polsce, ale warto!