Mamy w Polsce parę pasm górskich. Przez niektórych, szczególnie “taterników” uważanych za płaskie pagórki, nie warte ich trudu 😉
Tak tylko może powiedzieć ktoś, kto nigdy w nich nie był albo jego ego nie mieści się przed nim w drzwiach.
Ponieważ kolega Marek, kiedyś powiedział mi, że nigdy nie był w Pieninach – od razu wyjaśnienie, Marek nie nazywa siebie “taternikiem” i w płaskie pagórki jeździ ;), a to pasmo jest jednym z moich ulubionych, zaraz po Bieszczadach, i na równi z Gorcami, postanowiliśmy wyjechać na podreptanie na lekko po tych płaskich Pieninach.
Plan – ważna rzecz 🙂 Nasz schemat poruszania się to prawie zawsze pętla, więc nie mogło być inaczej i tym razem.
W ten sposób powstał dość fajnie wyglądający profil trasy:
Z sumarycznym podsumowaniem wg szlaków:
Zapowiadał się bardzo fajny dzień. Ponad 8h trasa, prawie 25km, w tym suma podejścia prawie 1,5km – hmmm – dość “płasko”.
Szybki rzut oka na prognozę pogody – ech – nie można mieć wszystkiego 🙁 Mamy czas do mniej więcej 13:00-14:00 kiedy to mają zacząć się burze i opad deszczu.
Deszcz w tych górach to wręcz słowo klucz – ja jakieś 30 lat temu przeklinałem te góry, kiedy w zupełnie innym obuwiu niż współczesne, w ulewnym deszczy, w błocie po kostki zjeżałem na tyłku od drzewa do drzewa bo inaczej się nie dawało 🙁 Dlatego mając takie “fajne” doświadczenie, wolałem go nie powtarzać.
W związku z tym wychodzimy o 6:00 rano, by się wyrobić.
Plan sobie, życie sobie. Przyjechaliśmy na fajny dzień, a nie by się stresować zegarkiem, więc wyjść się nie udało o 6:00, za to wyszliśmy o 6:45, niby niewielka różnica, ale być suchym, albo iść w deszczu 45 min to już robi różnicę.
Przepraszam za to nadużywanie słowa “płaskie” ale dość mocno tkwi mi to w mojej głowie, jak to się ocenia książkę po okładce.
Wchodzimy w żółty szlak. Szybko zaczyna się fajne płaskie i równe podejście:
Niestety pogoda i prognozy trochę się nie sprawdzają, bo widok na Krościenko o godzinie 6:50 nie napawa optymizmem:
Trasa jest po prostu śliczna, a co najważniejsze jesteśmy na niej zupełnie sami:
![]() |
![]() |
Jakoś tak dziwnie cały czas trzeba dość mocno ciągnąć w górę, mało miejsc na złapanie głębszego oddechu i uspokojenie tętna.
Wspominałem że “idziemy” na lekko? Co to znaczy? Tzn krótko mówiąc tylko tyle, że na nogach buty biegowe, terenowe, strój biegowy i tylko na plecach mały plecaczek, a w nim woda, kurtka od deszczu, coś kalorycznego i tyle 🙂 Więc to “idziemy” to tak raczej truchtamy.
Dość szybko dociągamy się do punktu, w którym trzeba zdecydować, prosto czy w lewo:
![]() |
Cel ten sam Trzy Korony, tylko czas podejścia inny, ale co tam, odejście na niebieski szlak, przez Zamek Pieniny (niestety zamknięty obecnie do odwołania) jest na tyle urokliwe, że te 25 min dłuższej trasy jest bez znaczenia. Po prostu warto, więc skręcamy.
Poruszamy się cały czas w chmurze, więc dodaje ona spektakularnego klimatu do tej wycieczki:
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Czasami trzeba trochę kolanka wyżej podnieść, by się wdrapać na kamienie:
O 7:38 docieramy do Polany Kosarzyska, stąd już tylko 30 min i osiągniemy pierwszy cel na dzisiaj – szczyt Trzy Korony.
Co jest w tym wszystkim najlepsze, to wreszcie wyszliśmy ponad chmurę, od razu zrobiło się z +10 st C cieplej, i w dalszym ciągu jesteśmy kompletnie SAMI!! Jest po prostu cudownie!
Z polany zaczyna się podejście praktycznie cały czas w górę, bez chwili wypłaszczenia. Jak to Marek mówił: “strasznie @#$@#%! płaskie te Pieniny!” – aż nie mogłem się z nim nie zgodzić 😉
Prawie jak rzut kamieniem, jesteśmy na szczycie Pienin – 7:47, oj coś ten czas dziwnie płynie, ale to może dlatego że w tak pięknych okolicznościach przyrody, coś tak względnego jak czas nie ma znaczenia 🙂
Jestem w szoku – ZERO ludzi, nawet kasjera z Parku jeszcze nie ma, spotkamy go dopiero za chwilę w połowie podejścia od strony schroniska Trzy Korony.
Jeszcze parę kroków po zrobionych podestach i schodach by dotrzeć na punkt widokowy. Oj pamiętam czasy za dzieciaka, kiedy tych współczesnych ułatwień w tym miejscu nie było – to było przeżycie 🙂 ale i nie dawało się tak daleko dojść 🙁
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Już widać, gdzie się skończyła chmura. Bardziej spektakularne widoki z najwyższego miejsca, chociaż mało co widać w dole. Gdzie ten Dunajec? Podobno gdzieś tam jest 🙂 Za to pięknie widać Tatry, jeszcze gdzieniegdzie ośnieżone.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Było tak niesamowicie cicho na szczycie i jeszcze w dodatku bezwietrznie, plus fakt, że byłem na nim kompletnie sam, co nie jest proste do osiągnięcia, że było słychać ptaki (głośność proszę na max-a):
Błękitne niebo i w dole chmury zaprzeczają prognozom pogody, jednakże należy pamiętać, iż to są góry, wbrew temu co mówią niektórzy, i pogoda tutaj lubi się szybko zmieniać.
Po napatrzeniu i nacieszeniu się widokami i otaczającą nas ciszą czas ruszyć dalej.
Zmierzamy w kierunku Przełęczy Szopka (jest 8:05 pięknego poranka).
By po chwili (8:13), wręcz za parę oddechów, już być na tej przełęczy 🙂 ech to niesamowite uczucie, jak to pojęcie czasu jest względne, a ta swoboda i możliwości poruszania się niesamowite.
Tutaj już niestety pojawiają się pierwsi turyści, ale jeszcze nie jest tak gęsto, jak w tym miejscu bywało. Ciągniemy w dół do schroniska Trzy Korony, bo pora na ciepłe śniadanie.
Trasa w dół dość przyjemna, czasami tylko trzeba umiejętnie wycelować stopami pomiędzy belkami i uważać na błoto, bo ślisko jest miejscami nieźle.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Już całkiem mocno wygłodniali dochodzimy do Schroniska PTTK Trzy Korony (8:30). Miał to być nasz cel noclegu, ale 1,5 miesiąca wcześniej, kiedy szukaliśmy miejsca w tym schronisku już nie było wolnych miejsc 🙁
30 min temu byliśmy tam, na Trzech Koronach w górze:
Pora na zasłużoną jajecznicę, w cenie złotych jajek, i chwila na relaksik.
Podsumowanie zrobionego odcinka:
Można powiedzieć, że 1/3 planu mamy zrealizowane. Pozostała teraz ta łatwiejsza część – powrót do miejsca startu.
Ponieważ oczekiwanie na zrobienie dwóch jajecznic z 4 jaj trwało 40 min (!!) trochę przedłużył się nam pobyt w schronisku Trzy Korony, ale wreszcie o 9:15 wyruszamy w dalszą drogę, by niebawem przekroczyć pierwszy raz w tym dniu, po kładce, Dunajec, i wejść na teren Słowacji.
I właśnie w tym momencie, stojąc na tej kładce dotarło do mnie, że miałem zabrać ze sobą dowód osobisty, i chyba muszę się po niego wrócić 🙂
Witają nas informacje po Słowacku:
Kolejny punkt na trasie – Czerwony Klasztor, raczej tylko jako punkt orientacyjny.
Obok Czerwonego klasztoru wchodzimy w słowacką trasę nad Dunajcem, która wije się przepięknie wzdłuż Dunajca i majestatycznych, prawie pionowych skał Pienin.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Niestety tutaj już, z racji godziny ok 10:00, sporo innych turystów i o zgrozo na rowerach 🙁 Prawie z każdym mijanym takim turystą mam nieodparte wrażenie, że ta osoba na rowerze siedzi najwyżej drugi raz w życiu i nie potrafi kompletnie nad nim panować. I szybko się o tym przekonuję, kiedy to jedna kobieta jadąc wprost na mnie na rowerze, gdybym nie uskoczył w ostatniej chwili, po prostu by we mnie wjechała – nie wiem czy była niewidoma kompletnie, czy nie do końca trzeźwa, ale niezła “jazda”.
Mało tego, kiedy na jednym ze zbiegów na tej trasie (bo ona wbrew pozorom, iż idzie wzdłuż Dunajca, nie jest w cale płaska) ja biegłem szybciej, niż osoby jadące w tym samym kierunku na rowerach, wyjaśnia raczej wszystko na temat umiejętności tych “rowerzystów”.
Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie, przed chwilą byliśmy na Słowacji, a teraz znowu jesteśmy w Polsce 🙂 Fajna ta UE i strefa Schengen:
Drogowskaz niby informuje, że granica była 10 min temu, a do Czerwonego Klasztoru 2h, ale znowu względność czasu mi się udziela 🙂 Jest 10:40.
Niebieski drogowskaz to nasz dalszy plan, ale trzeba odejść kawałem dalej i wejść do schroniska PTTK Orlica, przecież ono leży nad Dunajcem, więc to już za chwilę. Skończyła mi się woda w plecaku, trzeba też uzupełnić jej “zapasy” na dalszą część trasy.
![]() |
![]() |
Jest to polskie schronisko, w Polsce, ale można dostać zimnego Złotego Bażanta. Ale smakował ten zimny Złoty Bażant – nieziemsko 🙂
Podsumowanie kolejnego odcinka:
Jakoś tak wyszło to średnie tempo dość niezłe. Ale ja to już tak mam, te góry tak na mnie działają, głowa się przestawia w inny tryb pracy, wycisza, relaksuje, i nogi same niosą 🙂
Po uzupełnieniu zapasów wodnych ruszamy dalej, cel Sokolica, tyle tylko że jesteśmy po złej stronie Dunajca, a mostu brak. Całe szczęście Szczawnica uruchomiła przeprawę promową, i za jedyne 3 zł/osoba łodzią flisacką przeprawimy się na właściwy brzeg Dunajca. Dunajec spokojny, nie za wysoki stan wody, więc przeprawa idzie sprawnie, spokojnie, bez wlewania się wody przez burtę, jak to czasami ma miejsce na większej falce.
Po dłuższej przerwie, ale naprawdę, ten Złoty Bażant smakował wyśmienicie, otoczenie i pogoda sprawiają, że się zwalnia, wyłącza, napawa tą przestrzenią i finalnie mamy już godzinę 11:35, kiedy to stoimy przed początkiem trzeciego zaplanowanego na dzisiaj odcinka po płaskich Pieninach:
Kolejny sławny cel – Sokolica, a jak Sokolica to chyba najsłynniejsza sosna w Polsce – to już niebawem, za 45 min, wg znaku.
Tylko że dlaczego to tak idzie ciągle pod górę? Nic się nie wypłaszcza 🙁 a w dodatku ten Złoty Bażant, który tak cudownie smakował jeszcze parę minut temu, teraz spowodował, iż nogi chcą tam wrócić, na kolejnego Bażanta, a nie wciągać moje ciało w górę, ciągle w górę …. a miało być płasko!
![]() |
![]() |
![]() |
Zaczynam dochodzić do ludzi, którzy jakieś 20 min wcześniej dopłynęli wcześniejszym promem, coś wolno idą 😉
Aż jest … niestety nie Sokolica, ale budka z opłatami 🙁 5 zł bilecik, uprawniający na wejście na Sokolicę i Trzy Korony.
Jeszcze 10 min i będzie obowiązkowa fotka z najsłynniejszą sosną 🙂
Tutaj już niestety ludzi dziki TŁUM 🙁 Mało tego słyszę tekst, wlokąc się za jakąś panną, tak na oko 20-letnią: Andrzej daleko jeszcze? Bo ja już nie mam siły i cała się spociłam. A szli tak, że ja robiłem krok, czekałem parę sekund aż ona zrobi z 5 kroków i znowu krok i byłem przy niej 🙁
Wreszcie się udało jakoś ich wyminąć na tym “arcytrudnym” podejściu, i 23 min po wyjściu z promu jestem na szczycie:
Obowiązkowa sesja, bo widoki, tym razem jakie inne do tego co było o 8 rano na Trzech Koronach:
![]() |
![]() |
Zejście znowu dramatyczne, turyści mają straszne problemy, lęki, te kamienie, przepaście, stromizny, strach w oczach 🙁 to miejsce naprawdę traci wszystkie walory przez tych “turystów” i hałas jaki generują wokół siebie 🙁
Musiałem odejść kawałek, by w miarę w ciszy poczekać na Marka, czekam na przełęczy Szopka.
Poruszamy się dalej, niebieskim szlakiem, bo chcę pokazać Markowi trochę inne ukształtowanie trasy – tylko dlaczego ciągle pod górę 😉
![]() |
![]() |
![]() |
Oczywiście nie możemy ominąć Czertezika, być w Pieninach i nie być na Czerteziku, to tak jakby nie być w Pieninach 😉
![]() |
![]() |
I GRZMI! 🙂 12:30 i zaczyna się zabawa z pogodą – szybko się to wszystko zmienia. Wchodzimy więc w zielony szlak, w kierunku Krościenka – wg znaku 1h – może uda się zdążyć przed deszczem.
Po drodze oczywiście mijamy grupkę młodych ludzi z obowiązkowymi papierosami w ustach 🙁 Bez komentarza 🙁
Czuć z każdą minutą w powietrzu coraz więcej ozonu i elektrostatyki, a wyjście na bardziej otwarty teren z większym widokiem na niebo pokazuje co nadchodzi:
O godzinie 13:00 dochodzimy do tego samego miejsca, w którym byliśmy rano, tym razem wygląda ono tak:
Dla przypomnienia, 6h wcześniej było tak:
10 min później kończy się nasza trasa:
![]() |
![]() |
I skończyła się pogoda. Dosłownie w momencie wejścia na nocleg 100m od tego znaku, zaczęło padać. Więc jakby to powiedzieć – czas idealnie wymierzony a plan w 100% zrealizowany.
Podsumowanie trzeciego odcinka:
Reasumując cały ten super udany dzień, zostało zrobione takie coś 🙂 Profil faktycznie fajny:
![]() |
![]() |
![]() |
Podsumowując ten jeden z bardziej udanych wypadów w góry:
- sumaryczny dystans: prawie 26 km,
- czas prawie ruchu 4,5h – bez dłuższych przerw w schroniskach
- prawie 980 m sumarycznego podejścia i zejścia
Już wiem gdzie będę w sierpniu bo muszę tam wrócić, po prostu to miejsce jest tak cudowne, że ciężko się z nim rozstać!
Wszystkim gorąco polecam, jak nie całość tej pętli, bo normalnie ona jest do wykonania w ok 10h, więc trzeba to mieć na uwadze, ale Trzy Korony, Czertezik, Zamek Pieniny, Sokolica spokojnie do zrobienia na luzie w ciągu dnia. Warto!