Wreszcie po dłuższym czasie planowanie, zmieniania, przesuwania terminów udało się wyjechać w góry. Realizacja zakładanego planu się rozpoczęła.
Wszystko zaczęło się 26 lutego o godzinie 5:00 nad ranem wyruszeniem w trasę – wcześnie się zaczyna, a przed nami jeszcze interesujący dzień.
O godzinie 11:52 zameldowaliśmy się już na Siwej Polanie. Wyjeżdżaliśmy w wiosnę, a Siwa przywitała nas warunkami pełnej zimy:
Chwila na przebranie się z ciuchów podróżnych na górskie, zapakowanie na dwa dni pobytu w górach i poszliśmy, 12:20 rozpoczęliśmy spacer doliną Chochołowską. Można więc powiedzieć, iż wszystko zgodnie z planem, te 20 min opóźnienia do pominięcia na tym etapie.
Jak widać na powyższym zdjęciu początek Doliny Chochołowskiej dość kiepski, bo i ślady roztopów i koleiny, szło się ciężko, a więc i wolno. Im wyżej podchodziliśmy, tym warunki zmieniały się na bardziej zimowe:
I co w tym wszystkim najważniejsze, poza samym oczywiście pobytem w górach, wszechobecna cisza i praktycznie zero ludzi – warunki idealne!
O 13:16 doszliśmy do drogowskazu na Iwaniacką Przełęcz – czas skręcić, a co za tym idzie zejść z przetartej trasy:
Śniegu nagle się okazało jest tak jakby więcej, i szlak nieprzetarty – zaczyna się wreszcie ta przyjemniejsza część zabawy 😉 Dodatkowo mgła – sceneria jak z horroru 🙂
Po przejściu paruset metrów okazało się, iż warunki są dość trudne, i szkoda się męczyć bez dodatkowego sprzętu, czas założyć raki:
I teraz można zacząć podbieg 😉 bo przy takiej przyczepności nogi same niosą. Przez to jakoś tak dość szybko osiągnęliśmy punkt pośredni w naszym planie na dziś – Przełęcz Iwaniacką (14:43):
Niestety %) tyle musiałem czekać na Marka zanim do mnie doszedł, że z nudów zrobiłem sobie towarzysza, by nie było mi smutno:
Tak naprawdę … to ten powyższy towarzysz, już tam stał, a Marek za chwilę przyszedł – z resztą cały czas trzymaliśmy się w zasięgu wzroku bo warunki nie były zbyt dobre na oddalanie się od siebie.
Po sesji fotograficznej ruszyliśmy w dół:
Zejście cały czas w rakach, gdyż początkowy odcinek jest dość stromy a poza tym jakoś tak nie chciało się nam ściągać tych raków przed schroniskiem.
O godzinie 15:30 dotarliśmy do schroniska Ornak – tak trochę przed czasem, wg planów, ale dobrze się szło:
Teraz czas na zameldowanie się na nocleg + ciepły posiłek + zimne piwko i spać, bo jutro o 6:00 zgodnie z planem już chcemy wyjść na dalszą trasę.
Dzień drugi – piątek, 27 lutego 2015.
Zgodnie z planem ten dzień rozpoczął się też wcześnie. O 6:13 już byliśmy na naszej trasie wg planu na dziś. Warunki rewelacyjne, zimowo, ciepło, bezwietrznie, niebo błękitne, krótko mówiąc rewelacja:
Ponieważ szlak najlepszy z miejsca naszego noclegu zamknięty zimą, więc musimy zejść trochę w dół, by wejść na właściwy kierunek. Przy okazji ten odcinek traktujemy jako rozgrzewkę przed ostrą dalszą częścią trasy, więc jest OK:
Mamy 7:00, drogowskaz wskazuje Ciemniak 3:50 w czasie letnim, więc dla nas tak powiedzmy 5h, chyba że szlak nie będzie przetarty. Więc najbliższy cel: Ciemniak, godzina 12:00.
Niestety szybko się okazuje, że raki muszą ponownie zagościć na naszych stopach, a śniegu jest z każdym wręcz krokiem coraz więcej:
Szlak – niby ktoś przed nami szedł, ale nie dzisiaj, tylko parę dni wcześniej, sądząc po śladach była to jedna osoba, miejscami zawiane, zasypane, zaczyna się przecieranie, które daje ostro w kość i bardzo spowalnia nasz marsz. W dodatku pogoda w okolicach godziny 8:00 zaczyna się zmieniać, z prawej strony nadciąga “zło”:
Brniemy jednak dalej przed siebie, zgodnie z naszym celem na dziś. Po chwili (raczej dłuższej niż krótszej w tych warunkach) naszym oczom ukazuje się Giewont:
który jeszcze jest w zasięgu “dobrej pogody”, niestety nasz cel, już nie jest w dobrej pogodzie:
Dla ustalenia uwagi – to ta ledwo widoczna po prawej stronie już prawie w tle góra. Niestety śniegu jest już bardzo dużo, w dodatku idę pierwszy, nic nie jest przetarte 🙁 Miejscami zapadam się po pas, a i moje kijki, ustawione na 1,35m długości po wbiciu w śnieg wystają jak widać na poniższym zdjęciu:
Muszę to obiektywnie przyznać, jest ciężko, ale i zajebiście 🙂 to są warunki jakie misie lubią najbardziej 🙂 Prę dalej przed siebie. Pogoda niestety nie rozpieszcza, chmura schodzi coraz niżej, pochłaniając nas bez pytania, a nam coraz częściej w głowach kołacze się myśl, co dalej? zawracać? jeszcze kawałek podejść i obserwować pogodę. Za plecami widok dodaje otuchy:
Szybko okazuje się, że plan nie może być zrealizowany, gdyż przecieranie zajmuje za dużo czasu, na Chudej Przełęczy jesteśmy o 11:16:
Jakie są warunki? Widać po części na zdjęciu, jakoś tak dziwnie niebo zlewa się z ziemią, nie wiadomo co gdzie jest, w dodatku wieje i robi się zimno:
Na Ciemniak jeszcze ok 1h, opierając się na GPS-ie decyduję że wejdziemy, spróbujemy wejść, na Ciemniak, a jak będzie dalej to się później okaże. Szybki rzut oka na nasz najbliższy kierunek:
I w tym momencie zawiało bardziej i chmura pokazała co potrafi, po chwili było trochę lepiej:
W okolicach 12:30 dotarliśmy na Ciemniak. Ciężko stwierdzić gdzie jest jego szczyt, bo warunki są lekko mówiąc katastrofalne, w dodatku nawisy śnieżne powodujące szybsze bicie serca:
Szlaku na Krzesanicę i dalej na Kasprowy praktycznie nie ma, chwilę próbuję odnaleźć przejście wg GPS-u, ale warunki i związane z tym ryzyko, a także mało czasu, jaki nam pozostał po przedzieraniu się na Ciemniak, zmuszają do podjęcia jedynie słusznej decyzji – odwrót, żeby jeszcze za dnia zejść do linii lasu.
Rozpoczynamy zejście, które szybko pokazuje jak warunki w górach ulegają zmianie, i chmura robi się jeszcze gęściejsza, a co najgorsze schodzi coraz niżej, ograniczając widoczność:
Linia lasu i doliny z naszej perspektywy praktycznie zerowej widoczności wyglądają ślicznie:
Całym ciałem pragnie się tego Słońca.
Schodzimy, ale ponieważ pozostaje niedosyt, po niezrealizowanym planie, postanawiam zejść inną ścieżką, niż wchodziliśmy, czyli przedzieramy się przez śnieg dalej 😉 Jednocześnie staramy się uciec przed chcącą nas pochłonąć chmurą i trawersem u spodu którego znaleziono by nas pewnie dopiero latem:
Przetarcie nowej ścieżki zejścia zajmuje czas, niektórym odbiera resztki sił 😉 ja czuję się wyśmienicie, ewidentnie jeszcze mój organizm pamięta pobyt na prawie 6000 mnpm na Kilimanjaro. Chmura nas w międzyczasie przegoniła, i osiągnęła linię lasu – robi się nieciekawie.
Z drugiej strony, zrobiło się bardzo nastrojowo, idealnie moje klimaty, aż chciałoby się usiąść i zostać, nacieszyć się tym otoczeniem.
Ponieważ z racji nieosiągnięcia zamierzonego celu muszę się wrócić po samochód. Doprowadziłem Marka do linii lasu, a następnie ustaliliśmy, że ja sam pójdę szybciej po samochód, a Marek zejdzie powoli do drogi. Zostawiam mu moja folię NRC i schodzę. O 16:11 jestem przy porannym drogowskazie:
Zdejmuję raki, chwila na ciepłą herbatkę, batonik, i obieram kierunek gdzie zostawiliśmy samochód w dniu wczorajszym. O 16:28 byłem już w Kirach.
Teraz tylko szybkie złapanie bus-a, który podrzuci mnie na Siwą Polanę.
Trasa wyszła następująco, dokładnie widać w których miejscach zaczęło się przedzieranie przez śniegi.
Za chwileczkę jesteśmy już w miejscu naszego planowanego noclegu w Cyhrli, gorąca, tłusta pizza już zamówiona, zimny browarek wchodzi idealnie 😉
Pozostaje lekki niedosyt, że nie udało się zrealizować całego planu, ale jak już to mówiłem: góry były, są i będą, życie ma się tylko jedno, więc do następnego razu kiedy to znowu zapewne spróbuję przejść tą trasę zimą 🙂