Tak nagle, bez większych planów, koncepcji, obmyślania zapadła decyzja o wypadzie w Bieszczady. Szybkie sprawdzenie prognoz pogody, wpasowanie się w jeden dzień słoneczny, pomiędzy deszczowymi dniami, i mając w świadomości słynne “bieszczadzkie błoto” pojechaliśmy 😉
Wyruszamy w Bieszczady (ja i moja żona Magda), 4:55 nad ranem, przed nami 120 km jazdy do celu – Ustrzyki Górne, gdyż tak zapadła decyzja o punkcie startu. Pierwotny plan opiewał na wejściu na Połoninę Caryńską, jednakże po pogodzie (mgła miejscami tak gęsta że mało co było widać, wskazanie termometru miejscami +3 st C – przypominam, iż mamy 22 sierpnia 2014 r.) o pójściu zmodyfikowaną trasą.
Plan dość ambitnie wygląda następująco:
Taka mała pętla, która wygląda bardzo niewinnie, ale to są Bieszczady, a nie płaskie mazowsze, więc profil wysokościowy prawdę pokazuje bardziej dobitnie:
Zaczynamy na wysokości 650 mnpm, po drodze wychodzimy na 1307 mnpm, i schodzimy 😉
Plan czasowy:
Szczęśliwie dojechaliśmy na miejsce, szybkie przygotowanie się do wyjścia , ostatni głębszy oddech i wyruszamy. Mamy punkt 8:00, termometr wskazuje +5,5 st C (!!) a widoczność taka:
Na parkingu pustki, a jest dość późno jak na wyjścia w góry, normalnie powiedziałbym, iż wróży to puste szlaki, niestety za parę godzin moje wyobrażenie i obrazy z przeszłości zostaną bezpowrotnie zatarte, ale o tym później.
Na liściach rosa, która wygląda prawie jak szron:
Początkowo idziemy asfaltem, by wreszcie dojść do pierwszego drogowskazu – 8:19 rano, mgła trochę odpuszcza, zapowiada się dzień zgodnie z prognozami – nasz najbliższy cel Wielka Rawka 2h50 min:
Wchodzimy w niebieski szlak i dawaj w górę:
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Od razu nasuwały się nam wspomnienia z ostatniej wycieczki w Tatry Słowackie i ich fatalne oznakowanie, tutaj najwyraźniej ktoś poszedł w drugą stronę i szlak oznakowany jest praktycznie co 10-30 metrów, aż do przesady. Drewniane pomosty, zrobione ręką człowieka schody wg moich odczuć bardziej przeszkadzają, wybijają z rytmu, niż pomagają. Tym bardziej od momentu, kiedy stąpając na jedną z desek na takim pomoście ta po prostu pękła i noga mi się zapadła. Całe szczęście bez dalszych konsekwencji.
Około 9:30 wreszcie wychodzimy ponad 1200 mnpm, opuszczając linię lasu, i naszym oczom ukazuje się piękny widok:
Już prawie za wyciągnięciem, ręki, to nic że prawie 200 metrów przewyższenia osiągamy Wielką Rawkę (9:50 – wg drogowskazu na dole powinniśmy tutaj być około 11:00 – coś nie tak z tym obliczaniem czasu zgodnie z drogowskazami, ale jakoś tak lekko się szło ;):
Bardzo interesujące miejsce, gdzie nasz kraj styka się z Ukrainą i Słowacją.
Napawanie się pięknymi widokami:
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
i po chwili spacerku jesteśmy na granicy:
Towarzyszą nam cały czas niepokojące obrazki:
Ale spięci i zwarci idziemy dalej, by wreszcie osiągnąć nasz cel pośredni:
![]() |
![]() |
Chwila na sesję zdjęciową by zapamiętąc miejsce, w którym jesteśmy:
![]() |
![]() |
![]() |
a także na zabawę w OpenCaching.org – takie szukanie schowanych skrzynek i podróżowanie z GeoKretami (przywieźliśmy 3 ze sobą, przewożąc je prawie 600 km ;):
Przez chwilę miałem wątpliwości w którą stronę postawić stopy:
ale jak na razie wygrała ta opcja:
Po drodze na Małą Rawkę mijamy osobliwy punkt – wg moich starych wędrówek po Bieszczadach, zasłyszałem iż to jest łapacz błyskawic, ale jak jest naprawdę to nie wiem 🙂 Skojarzenia są prawdę mówiąc dość dwuznaczne 😉
![]() |
![]() |
Oczywiście pogoda świetna, niebo praktycznie bez chmur, zero wiatru, temperatura w okolicach 24 st C – warunki idealne, widoki tak samo:
![]() |
![]() |
![]() |
O 11:50 docieramy do Małej Rawki:
Schodzimy w dół dalej zielonym szlakiem, miejscami zbiegamy bo jakoś tak nudno. Tutaj bardzo dziękuję pewnej Pani, która z przerażeniem w oczach chciała mnie łapać, bo myślała że mnie tak poniosło iż nie mogę się zatrzymać – jak jej później wyjaśniłem wszystko było pod pełną kontrolą.
Kwadrans po 12:00 docieramy do Schroniska PTTK Bacówka:
Niestety odkrywamy, iż nasze zapasy wody pitnej są na wyczerpaniu, co nie wróży zbyt dobrze na dalszą część trasy – chwila na jedzonko i zastanowienie się co robimy dalej, czy asfaltem wracamy do Ustrzyk, gdzie zostawiliśmy samochód, czy jeszcze damy radę wejść na Połoninę Caryńską i jej grzbietem zejść do Ustrzyk.
Wg drogowskazu i mojego GPS-a mamy wskazania:
Na grzbiet 1h, później grzbietem ok 40 min i dodatkowo 1,5h na zejście do Ustrzyk. Mój GPS wskazuje iż ta trasa to 5,79km – dość mała odległość w linii prostej – ale jesteśmy na wysokości 925 mnpm, grzbiet ma tylko 1239 mnpm … tylko 😉 Po chwili odpoczynku, zjedzeniu praktycznie wszystkiego co mieliśmy zapada decyzja: szkoda marnować tak pięknie rozpoczętego dnia, idziemy dalej zgodnie z planem.
W oddali nasz cel:
Tak to łagodnie wygląda. Po wejściu w las, niestety znowu widać ślady ludzkiej ręki, udręka 🙁
Parę minut przed 14:00 osiągamy grzbiet Połoniny Caryńskiej:
![]() |
![]() |
Jak już wspominałem wielokrotnie, pogoda wręcz idealna, lepiej nie mogło być, na grzbiecie praktycznie nie wieje (!!) co jest wg moich doświadczeń ewenementem w tym miejscu, ale tak było.
Widoki w koło przecudne:
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Wszystko już na zejściu w kierunku Ustrzyk Górnych, jakoś za chwilę (mamy 14:40) napotykamy na drogowskaz:
Ostatni rzut oka za siebie, na to co pozostawiamy:
![]() |
![]() |
by wejść już w linie lasu:
pozostawiając za sobą wspaniałe widoki i wspaniale zrealizowany dzień:
Parę minut po 16 docieramy na parking, gdzie o 8:00 rozpoczęliśmy naszą spontaniczną pętlę bo Bieszczadach.
Parę słów o Bieszczadach i o tym co nas spotkało albo inaczej co zastaliśmy.
Niestety z wielką przykrością muszę stwierdzić, iż Bieszczady zostały zniszczone 🙁 Ich niesamowity urok i piękno zostały praktycznie zdeptane.
Ilość pseudo turystów w adidasach, w jeansach, w dresach, bez koszulek porażająca! Ilość chamstwa, drących ryjii przez komórki albo do siebie wzajemnie, jaki to on jest wspaniały i ile to on dzisiaj już nie przeszedł i gdzie nie był, porażająca. Chamstwo do tego stopnia iż nawet nie odpowiadało na grzecznościowe “cześć”, czy “dzień dobry”, bo oczywiście pierwszemu się przywitać to mało który wiedział, i to przeważnie byli ludzie w wieku 50+ 🙁 Ilość śmieci pozostawiona także niesamowita.
Stoi znak – ochrona i odbudowa przyrody – nie schodzić ze szlaku, ścieżka ogrodzona z obu stron drewnianymi płotkami – gdzie leży, siedzi i lezie większość “turystów”? poza ścieżka … bo? … nie wiem 🙁 Po prostu po pewnym czasie już przestałem zwracać na to “bydło” uwagę, bo szkoda mi było psuć sobie tych pięknych doznań, jakie się miało po wymazaniu tego całego otoczenia.
Szkoda mi tego co zastałem, wręcz było i jest mi bardzo przykro jak te piękne miejsca są niszczone, wręcz dewastowane. Oczywiście góry są dla wszystkich, ale czy na pewno tak powinno być, że dla “wszystkich”?
Najlepiej zobrazuje to krótkie stwierdzenie: nigdy więcej w Bieszczady w wakacje!
Już na zakończenie aktywny wykres naszej trasy, na którym doskonale widać czasy + wykres wysokości, który w tym przypadku jest niezbędny dla zobrazowania trasy.
Najważniejsze: dzień był zrealizowany rewelacyjnie – oby częściej taki realizacji. Słynne “bieszczadzkie błoto” nas ominęło, to co miejscami było na ścieżce do pominięcia bo dawało się krok dalej ominąć i iść dalej przed siebie.
Jeszcze trzeba gdzieś wstąpić na obiadek i 120 km powrotu do miejsca naszego pobytu – to będzie długi dzień, ale bardzo owocny.
Do zobaczenia na następnej wycieczce, nie koniecznie wirtualnej 😉