Sobotę 21.05 spędziliśmy całą rodziną na II Mazowieckim Duathlonie Doliną Liwca. Prawie 6km spływu kajakowego rzeką Liwiec i ok 7km biegu.
Dolina Liwca i sama rzeka – przepiękne widoki, trochę dziko, trochę bagniście, mnóstwo zakrętów. Dla mnie wielki stres, bo był to mój trzeci raz w życiu w kajaku. Nie umiem ani wiosłować, ani pływać, każde zachwianie kajaka powodowało u mnie atak paniki. Chwile grozy – każde wpłynięcie w kępę wodnej roślinności czy zderzenie z zatopionym pniem drzewa, ale jakoś daliśmy radę, chociaż R. stwierdził, że to ostatnia nasza wspólna impreza 😜.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Po kajakach łyk wody, szybka zmiana butów i dalej biegiem. Trasa krótka, ale dość trudna i urozmaicona – trochę po lesie, trochę po kocich łbach, po asfalcie, kostce brukowej, łąkowej ścieżce szerokiej na jedną stopę; trochę po płaskim, i dwa ostre podbiegi.
Ogólnie – zero monotonii, zróżnicowana trasa, nieustanne skupienie dały razem bardzo, bardzo przyjemne doznania i ogromną satysfakcję i radość na mecie. Na mapce trasa – czerwona – spływ kajakiem, niebieska – bieg.
A w międzyczasie dzieci też się nie nudziły, brały udział w konkursach i zabawach – badminton, bieg z jajkiem, strzelanie z łuku, wyścig w workach, rzut kaloszem i inne. Powitali nas na mecie chwaląc się zdobytymi dyplomami, kotylionami i przypinkami. Na koniec była też dla dzieci wielka atrakcja – możliwość eksploracji wozu strażackiego i wszystkich jego urządzeń.
![]() |
![]() |
![]() |
My na mecie dostaliśmy piękny (!!!) medal, wodę i jabłuszka, i mogliśmy posilić się pyszną grillowaną (lub z ogniska, do wyboru) kiełbaską z lokalnej masarni i napić soku jabłkowego.
Wielu uczestników, podobnie jak my, przyjechało z całymi rodzinami czy grupami znajomych, atmosfera była piknikowa, odpoczywaliśmy na kocach, dzieci się bawiły, znaleźli się też śmiałkowie – amatorzy kąpieli w rzece.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Chmury troszkę straszyły, kilka razy lekko pokropiło, ale ostatecznie pogoda nie zawiodła. Ciekawe były nagrody dla zwycięzców: wiosła, karnety na masaż, na jazdę torem off-roadowym i kartingowym, ręcznie plecione bransoletki, spływ kajakowy.
Organizatorzy bardzo się postarali, wszystko było przemyślane i dopięte na ostatni guzik, widać było prawdziwe zaangażowanie i że “komuś się chciało”, począwszy od części sportowej, przez atrakcje dla dzieci, skończywszy na takich detalach jak wykonane ręcznie z wielką starannością kotyliony dla dzieci.
Tam też widziałam najczystszy i najbardziej pachnący toi – toi 😀. Przy tym wszystkim nie było nerwowej atmosfery, “spiny” często odczuwanej na małych biegach z wielkimi aspiracjami, gdzie organizatorzy robią wrażenie, jakby organizowali co najmniej igrzyska olimpijskie 😉 Szczególne podziękowania dla strażaków, którzy, poza zapewnieniem atrakcji dla dzieci, zabezpieczali i wskazywali trasę biegu.
Jedyny mankament to zbyt mało miejsca do parkowania, ale oczywistym jest, że nikt nie wytnie drzew, żeby raz w roku mogło zaparkować więcej aut.
Dla nas odległość jest duża – dwie godziny jazdy w jedna stronę, ale warto było, i zdecydowanie będę chciała wrócić w dolinę Liwca w przyszłym roku.
I jeszcze anegdota z kocyka obok: ” tu są żmije. W zeszłym roku jedna mnie ugryzła i się porzygała” 😂