Bieg dla Słonia, czyli po pierwsze, “ku pamięci” Artura Hajzera, po drugie dla zebrania funduszy na projekt “K2 dla Polaków” a po trzecie, po prostu dla pobiegania.
Dwa biegi jednocześnie: w Chorzowie i na warszawskim Ursynowie, gdzie my byliśmy: na Kopie Cwila w Parku Kozłowskiego. Wydarzenie miało rozpocząć się o 21:30 projekcją filmu, potem miał być już bieg. Przyjechaliśmy odpowiednio wcześniej, połaziliśmy po Kopie, ale kiedy o 21:05 nic się nie działo, nikogo nie było widać, na szczycie na ławeczce siedziała para staruszków, zaczęliśmy się niepokoić, bo już raz zdarzyło się nam pojechać na bieg dzień PO biegu.
![]() |
![]() |
Obeszliśmy więc jeszcze raz górkę, wracamy na wierzchołek, a tu dmuchają się baloniki, na ławeczce ktoś rozpinana banner, na zboczu stoi już rzutnik i ekran, praca wre, coraz więcej biegaczy. Zupełne zaskoczenie, przed chwilą nic tu nie było i nagle czary-mary, już jest. Jak z tym Cyganem, który miał tylko gwóźdź i ugotował na nim wieczerzę. Czyli że można zrobić bieg bez zapisów, rejestracji, numerów, chipów, opłaty startowej, biura zawodów, dmuchanej bramy, pucharów, kopert i wszystkich innych “wodotrysków”. Taka zupa z gwoździa, prosta, ale jednocześnie bardzo smaczna.
![]() |
![]() |
![]() |
Zaczęło się więc; oglądamy film autorstwa nieżyjącego już “Słonia”. Trochę śmieszny, trochę dramatyczny (zejście z ośmiotysięcznika ze złamaną nogą), bardzo autoironiczny, pokazujący jak fajnym i pozytywnym był człowiekiem. Wszyscy są bardzo wzruszeni, bo mają świadomość, że Artura Hajzera nie ma już z nami…
Po filmie jeszcze przedstawienie pacemakerów, wśród których był min. Robert Celiński – najlepszy obcokrajowiec ostatnich edycji Tenzing Hillary Everest Marathon. Biegł też Marcin Kaczkan, himalaista, który towarzyszył Hajzerowi w wyprawie na Gaszerbrum, Jego ostatniej… Miała pokazać się też Martyna Wojciechowska, niestety nie udało jej się dotrzeć. O godz. 22 wystartował bieg, konieczne były czołówki; trasa liczyła ok. 5.5km w pięciu pętlach, każda to dwa ostre podbiegi i zbiegi, krzywe chodniki; trzeba było uważać i patrzeć pod nogi.
![]() |
![]() |
Było ciężko, trudno, gorąco, ale bardzo sympatycznie, bez spięcia, bez rywalizacji, nie było wygranych ani przegranych. Na mecie (chociaż tak naprawdę punkt mety był umowny, na szczycie Kopy) czekały “słoniowe” medale, woda, ciasteczka.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Impreza skończyła się ok 23 zaproszeniem na przyszłoroczną edycję. Z pewnością skorzystamy. Nie wiem, jakie związki z górami mają inni uczestnicy Biegu dla Słonia, ja osobiście bezpośrednio niewielkie: kilka “spacerów” po Tatrach, Bieszczadach i Pieninach, przeczytanych kilka książek min. J. Kukuczki, ostatnio wstrząsająca “Everest. Na pewną śmierć” B. Weathersa, kilka o Andach, wywiad dla lokalnego portalu z Iwoną Szumacher, uczestniczką projektu “Polskie Andy”. Za to mój mąż, z którym byliśmy razem, po górach chodzi, nie jest wprawdzie himalaistą (jeszcze…), ale tak się składa, że ze 2 tygodnie wyjeżdża po raz drugi na Elbrus (stres już jest). Od lat wspiera fundację Kukuczki swoim 1%, poznał kilku himalaistów. Było to więc dla nas ważne i wzruszające wydarzenie. Warto podkreślić cel biegu, czyli zbiórkę funduszy na wsparcie polskiej wyprawy na K2, dlatego kilka ulotek które wręczały urocze małe wolontariuszki.
![]() |
![]() |
I na koniec, symbolicznie, kadry z filmu “Słonia” na tle nocy na warszawskim Ursynowie…
![]() |
![]() |
Od męża.
Ze św.p. Arturem miałem iść na Mont Blanc – nie zdążyłem 🙁 I nie poznałem go osobiście, ale poznałem parę osób które znały Artura osobiście i wypowiadały się o nim w samych superlatywach jako kompana na wspólnej ścieżce w górach.
Akcję przedstawioną na filmie znałem z relacji Piotra Pustelnika, kiedy w piękny zimowy wieczór w Słowackim schronisku opowiadał o swoich działaniach w górach wysokich, więc tym fajniej było wrócić wspomnieniami do tych wydarzeń, przedstawionych w filmie widzianych innymi oczami.
Tego co ciągnie w góry … tego się nie da opisać słowami, przekazać, dać komuś innemu poczuć – albo się wpada w pasję gór albo zadaje pytanie “po co iść na pewną śmierć”.