Dzisiaj Półmaraton PWZ im. Janusza Kusocińskiego w Błoniu. Miał to być kolejny etap testu i fazy przygotowań na październik, a skończyło się tak, że jak coś miało pójść źle, to tutaj poszło 🙁
Ale jak to bywa, plany planami a życie swoje. Tak naprawdę zaczęło się od padu mojego kręgosłupa w poprzednią sobotę, tydzień wykluczeń z treningu 🙁
Później rehabilitacja i próba poskładania i uruchomienia mnie na niedzielę. Jak zwykle rehabilitant, Maciej Kuśmierski z Qśmier wykonał kolejny raz cuda 🙂 na moim ciele. Wracając do domu usłyszałem w radio, iż tak fatalne występy Polaków na olimpiadzie spowodowane są brakiem psychologów – więc ja pociągnę ten wątek – i mi brakowało psychologa – a co, zawodowcy mogą się tak głupio tłumaczyć, to i ja mogę, a najlepiej jakby ten psycholog pobiegł za mnie 😉 Tak się maskuje słabe przygotowanie po prostu 🙁
A tak na poważnie – głowa nie wierzyła w ciało, i został w niej ból kręgosłupa – właściwie wyczekiwanie na ten ból, bo po czynnościach wykonanych zgodnie z zaleceniami Maćka nic mnie nie bolało stając na starcie.
Byłem prawie gotowy na start – głowa cały czas nie chciała biec, pogoda, jak rok temu, nie sprzyjała, parno, duszno, gorąco – lekka aktywność ruchowa i już pot się leje. Zaopatrzony w zapas picia czas stanąć na starcie.
Jaki plan na bieg? Brak planu to podobno też plan, ale w tym przypadku gdzieś w głębi siebie chciałem pobić mój osobisty rekord w półmaratonie osiągnięty w Krakowie, ale nie przy tej pogodzie, więc plan drugi to pobiec tutaj szybciej niż rok temu.
Na starcie 560 osób.
Atmosfera się udziela a organizacja na najwyższym poziomie – nie ma się do czego doczepić, nic nie przeszkadza, nie kole w oczy – jest świetnie.
Ruszamy, biegnie się fajnie, ustalam iż będę się starał utrzymywać pomiędzy 1h50min-2h00min, nawet jak mijałem balonik 1h50min to zwalniałem by trzymać równe tempo. Wszystko szło świetnie do 12 km – na wykresie z biegu doskonale to widać.
A później nastąpiło coś czego nie rozumiem, czego nie spodziewałem się. Tym bardziej nie wiem co się zadziało, gdyż tydzień wcześniej przebiegłem 20 km bez najmniejszych problemów utrzymując podobne tempo. Dzisiaj to coś nowego dla mnie. Zapewne jutro Maciek – rehabilitant – będzie mógł mi to wytłumaczyć a co najważniejsze zadziałać aby to się więcej nie powtórzyło. Po prostu mnie odcięło – jakoś tak dziwnie nagle spięło mi mięśnie w przeponie, w brzuchu i wzdłuż kręgosłupa, czego efektem było spłycenie oddechu o połowę 🙁 Nie mogłem oddychać, tzn oddychałem, ale nie mogłem w pełni oddychać i z każdym krokiem czułem jak mięśnie w moim ciele nie otrzymują odpowiedniej ilości tlenu.
Szybka zmiana techniki biegu – wdrożenie planu Galloweya w układzie 1,5km (później nawet 1 km) i 100-200 m marszu nie przynosiło zakładanych rezultatów, brak tlenu powodował, że brakowało mi sił a dystansu nie ubywało, w marszu mięśnie nie odpuszczały, czas leciał.
I tak naprawdę mój bieg zakończył się na 12 km 🙁 później to była nieustająca walka głowy z ciałem i zmuszanie się do osiągnięcia linii mety. Na 17 km, w dodatku nagle, z lewej łydki dociera do mnie sygnał jakby zerwania i ból. Błyskawicznie zatrzymuję się, sprawdzam ręką łydkę, pod naciskiem nie boli ale jest okropnie spięta, rozciąganie, mijają sekundy, minuty, od razu pojawia się ratownik medyczny z pytaniem co się dzieje i w czym pomóc. Po szybkim wyjaśnieniu i otrzymaniu 0,5l butelki wody pozwala mi kontynuować. Po rozciągnięciu w stopniu kiedy zniknęło to spięcie ruszam dalej – truchtem – tempo 7-8 min/km 🙁 Nie był to raczej problem nawodnienia, bo do tego miejsca wypiłem ok 1,5 l płynów, bo inaczej się w tej temperaturze nie dało.
Siłą woli i determinacją do nie poddawania się docieram do mety.
![]() |
![]() |
Medal za ukończenie, woda do picia.
Na mecie czekała na mnie moja Madzia z karimatą i moim własnym bufetem 🙂 to rozumiem, tak można kończyć biegi gdy ma się wszystko później pod ręką 😉 – ale padłem – umarłem 🙁 – klasyczny zgon.
Jak z planem? W tej całej walce na 560 zawodników, linię mety przekroczyłem 398, i czas w stosunku do biegu z zeszłego roku poprawiłem o 57 SEKUND!! – przy czym sumaryczny czas biegu 2h09min01sek 🙁 Ile zabrakło mi do Krakowa? 18 minut (!!) – co daje prawie 1 min na każdy kilometr wolniej (!!) – bez komentarza 🙁 Można to uznać za zwycięstwo, bo ukończyłem kolejny półmaraton, ale mi nie tyle chodzi o czas, tempo, wynik, ale o sposób w jaki to się odbędzie – a to co dzisiaj się odbyło to wg mojej oceny porażka – to była moja granica wytrzymałości, odległości, możliwości.
Miały w tym swój udział moje buty biegowe – niestety mają przebiegnięte coś w okolicach 2000 km, dziury i w chwili obecnej brak praktycznie trzymania prawej stopy i zero amortyzacji – dały mi i one popalić. Chciałem dobiegać w nich do końca tego roku, niestety się nie da, na Budapeszt za 3 tyg muszę kupić nowe 🙁
Reasumując – nie wiem co jest z tą trasą nie tak, bo drugie z nią spotkanie i druga porażka a ilość walki jaką musiałem, za pierwszym jak i teraz za drugim razem, w nią włożyć jest ogromna. Zwycięzca osiągnął 1h6min10sek – więc da się, z resztą 397 osób przybiegło przede mną – pogoda była taka sama dla wszystkich.
Wniosek z tego biegu jest tylko jeden, o którym już pisałem we wstępie – nie byłem przygotowany do niego po raz drugi 🙁
Jakie wnioski długofalowe i co mi ten bieg pokazał przez planami na październik? Przez kontuzje od czerwca, wyjazd do Rosji, plan przygotowań leży i efekty tego było widać dzisiaj 🙁 Nie wiem co będzie dalej, ja się postaram realizować plan dalej i ociągnąć swój zaplanowany cel, ale czy to się uda – w chwili obecnej nie wiem. Wiem natomiast, że osiągnięcie celu październikowego odsunęło się praktycznie poza moje granice 🙁
Idąc za ciosem – zatrudnię psychologa sportu – ktoś chętny by spowodować by moja głowa chciała?
Za rok trzeci raz? jak to usłyszała moja Madzia, która tym razem nie biegła, bo po pierwszym razie powiedziała że to jest masakra i jej wystarczy jeden raz i nie chce tego powtarzać, stwierdziła że jestem niereformowalny i niezrównoważony. Niestety za rok nie da rady, bo w tym terminie będziemy w innym miejscu na innym biegu – ha! – tam się dopiero będzie działo, ale o tym za rok 😉
Więc jeżeli jeszcze w 2018 r. będę biegał, to nastąpi próba nr 3 – Półmaraton PWZ im. Janusza Kusocińskiego w Błoniu 2018 – ja nie odpuszczam, a nie dam się pokonać trasie biegowej 😉
Jak można także przeczytać w relacji innej uczestniczki tego biegu, z tą trasą chyba naprawdę jest coś nie tak nie tylko dla mnie – pocieszające to jest w jakiś tam sposób.