Tym razem bieganie po szwedzku, lub raczej po Szwecji ;-). Biegowy potop to impreza już po raz czwarty zorganizowana min. przez Stena Line, parkrun i AZS. W skrócie: płyniemy promem do Szwecji, tam biegamy i wracamy. A szczegóły…
Po pierwsze logistyka. Dla nas dość skomplikowana, bo po zagospodarowaniu dzieci, musieliśmy dojechać pociągiem do Warszawy (40km), potem metrem do dworca autobusowego, potem autobusem do Gdańska, potem pociągiem do Gdyni (tu pospacerowaliśmy trochę, zrobiliśmy kilka fotek),
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
w Gdyni komunikacją miejską do portu promowego i na prom. I już 😉 W drugą stronę odwrotnie.
Po drugie ceny. Koszt podstawowy samej imprezy to zdaje się 179zł/os., przy czym dodatkowo dopłacaliśmy za kolacje, za dwuosobową kabinę itp. Polski Bus, którym wracaliśmy z Gdańska, kosztował za nas obydwoje 17zł, czyli więcej niż podróż z naszej wsi do stolicy (do Gdańska było trochę drożej) 😉 . Koszty więc nie są jakieś ogromne.
No i sama impreza: wszystko pięknie zorganizowane, w koleżeńskiej, luźnej atmosferze, bez spiny, nie czuć, że to impreza komercyjna – ot, wspólna wycieczka biegowa. Byli ludzie w każdym wieku, od maluchów w wózkach po emerytów, w różnej kondycji. Bardzo sympatycznie.
![]() |
![]() |
Po wejściu na prom i po kolacji – spotkanie organizacyjne, następnie dyskoteka, z której nie skorzystaliśmy, bo jakoś mało imprezowi jesteśmy 😉 Rano dopłynęliśmy do Karlskrony, śniadanie i zbiórka, po której autokarami pojechaliśmy na miejsce biegania, do miejscowości Jämjö. Tam wspólna rozgrzewka, no i bieg.
![]() |
![]() |
Można było pobiec na 5 lub 10km. Trasa crossowo-trailowo-przełajowa, trochę po lesie, trochę po wiosce, trochę po łąkach/pastwiskach, przez mostki, kamienie, leśne, wyboiste ścieżki, ogrodzenia i „szykany” dla zwierząt. Przepiękna, fantastyczna, urozmaicona, trudna, miejscami zdradliwa, ale urokliwa i ogólnie cudowna trasa.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Ciekawostki: latarnie przy leśnych dróżkach i omszone, tajemnicze murki, piękne, zadbane, czyściutkie obejścia, głazy tak ogromne, że wyglądają jak odlana z betonu droga.
![]() |
![]() |
Trasa bardzo ładnie oznaczona (chociaż i tak udało się nam zabłądzić), na trasie woda.
My nie biegliśmy na czas, nie bierzemy udziału w klasyfikacji parkrun, nie rejestrowaliśmy się na pomiar czasu a i tak nam go zmierzono 😉 A my zatrzymywaliśmy się na zdjęcia, nie spieszyliśmy się, biegliśmy dla przyjemności, i wyszło nam (na 10km) 01:10 z hakiem. Na mecie ciekawy system pomiaru czasu: jedna pani daje kod kreskowy, za kilka metrów inna pani go skanuje. No i oczywiście medal.
![]() |
![]() |
Chwilka na spacer w oczekiwaniu, aż wszyscy dobiegną i wracamy na prom, na obiad, prysznic, krótką regenerację. Po południu wycieczka do Karlskrony z przewodnikami – trochę objazdowa, trochę spacerowa. Urokliwe miasteczko, śliczne, kolorowe domki, kilka zabytków, kamienista wyspa – bardzo ładne miejsce.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Szybki zakup pamiątek – kupiliśmy polecaną kawę, kultową ponoć czekoladę i słynne kiszone śledzie (Surströmming). Tu ostrzeżenie – NIE KUPUJCIE TEGO PASKUDZTWA! Każdy jest ciekawy tego przysmaku, ale serio – to jest wstrętne, niejadalne, zasmrodziło cały dom, trzeba je było zakopać.
![]() |
![]() |
Mieliśmy jeszcze pojechać na punkt widokowy, ale zepsuł się nasz autokar – złośliwość przedmiotów martwych – trudno, ale była przygoda ;-).
Po wycieczce kolacja, spotkanie podsumowujące z wręczaniem nagród w różnych kategoriach i oglądaniem zdjęć, potem dyskoteka (znów nie skorzystaliśmy). Szwecja pożegnała nas pięknym zachodem słońca, a rano byliśmy już w Gdyni, i jeszcze tylko męczący powrót do domu.
Podsumowując – spędziliśmy fantastyczne kilka dni w fajny, aktywny sposób, odwiedzając nowe, piękne miejsca. Warto było, mimo zmęczenia, bo i pogoda się udała, i atmosfera była miła, i oderwaliśmy się od codzienności, i pobiegaliśmy znów razem. Może za rok powtórka? A może zdecydujemy się na Rowerowy Potop?