III Bieg Króla w Jaśle

Tak, jak się spodziewałam, było ciężko. Był to chyba najtrudniejszy mój bieg, najbardziej wymagający fizycznie, najciężej go zniosłam.

Niby różnica wysokości między miejscem, gdzie mieszkam, a Jasłem nie jest duża, ~200m., ale wyraźnie odczuwalna w samopoczuciu. Biegnie się zupełnie inaczej, inaczej się oddycha, inaczej serce pracuje na większej wysokości. Poza tym Jasło jest pagórkowate, więc mnóstwo podbiegów, no i pogoda zwariowała – w ciągu kilku minut na przemian słońce, deszcz, śnieżyca.

Miejscami ciśnienie skakało tak, że aż zatykało uszy. Nie było lekko, ok 6km rozważałam zejście z trasy.

Ale mimo to jeśli chodzi o czas i wynik, to jakimś cudem wyszło całkiem ok 🙂

Ogólnie bieg bardzo dobrze zorganizowany, chociaż dwie pętle trochę deprymujące. Ale na każdej z nich były aż dwa punkty odżywcze (czyli w sumie na 10km można było się napić aż 4 razy i zjeść 2x, z czym nigdy nie spotkałam się na dystansie 10km!), mnóstwo obsługi (policja i straż miejska na każdym skrzyżowaniu). Pakiet lekko mówiąc, dość skromny, bo numer z chipem, agrafki i skarpetki z logo biegu (miłe urozmaicenie po koszulkach, plecaczkach i ręczniczkach). Niemile zaskoczył mnie tylko brak wody na mecie. Za to były ładne medale.  Kilka fotek przed i po-biegowych…

Z poczęstunku po mecie już nie skorzystaliśmy, mieliśmy własne plany na posiłek regeneracyjny 😉

Bardzo sprawnie były też zorganizowane biegi dziecięce: osobno biegły dziewczynki i chłopcy począwszy od przedszkolaków po zdaje się 6 klasę podstawówki. Pobiegła połowa naszych dzieci, bardzo zadowolona z imprezy, medalu i drożdżówki na mecie 😉

Podsumowując – bardzo przyjemnie spędzony weekend, spotkanie z rodziną, odwiedzone “stare śmiecie” – warto było. Być może w przyszłym roku znów będzie to pretekst, żeby odwiedzić piękne Podkarpacie!

Leave a Reply

Your email address will not be published.

 

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.